WYSPIARZ niebieski
Jedyny tygodnik ukazujący się w Świnoujściu, Międzyzdrojach i Wolinie

23.05.2020 9:01

SKAŻONY ŚWINOUJŚCIEM - SENTYMENTALNYCH WSPOMNIEŃ C.D.

W ubiegłym roku postanowiłem, w swoje 55 urodziny skonsumować Wielkanocne śniadanko na plaży w Świnoujściu. Chciałem,też w ten sposób spuentować 50 lat moich powiązań z miastem które stało się częścią mnie, mojego życia,mojej rodziny, aczkolwiek w tym mieście nie mieszam i nie mam nikogo z rodziny. Mam przyjaciela,na statusie rodziny. Szalony pomył odpalił. Udało się. Słoneczna i bezwietrzna aura była jakby darem od losu... Ja to odebrałem jako podziękowanie od niebios za 50 lat harmonijnej symbiozy z miastem, które jest dla mnie azylem dającym siły witalne. Dzieliłem się wtedy swoimi emocjami, spostrzeżeniami, wspomnieniami i odczuciami na przestrzeni tego półwiecza. Obiecywałem c.d. wspomnień. Słowa dotrzymuję.

 

Od dzieciństwa hasło ;WAKACJE , kojarzyło mi się z wyjazdami do Świnoujścia. Rodzice nie posiadali samochodu,tak więc pociągiem o nazwie ,,Błękitna fala” mknęliśmy do ukochanego Świnoujścia. Jako młody chłopak,przyklejony do szyby, uwielbiałem obserwować przez okno mknącego pociągu mijane wioski, miasteczka i nieustannie zmieniające się krajobrazy. I kiedy po kilku godzinach podróży pociąg zwalniał, wykonując manewr zakretu -oczom ukazywał się widok przeprawy promowej i ujście Świny. Traktowałem to jako transformację do miłej inności. Zresztą to odczucie mam do dziś,ilekroć jadę do Świnoujścia. Ten sentyment tkwi w moim sercu i wnętrzu. Potem z bagażami przeprawa promem,która była dla mnie niesamowitą przygodą. Wyrwany z miasta z systemu blokowisk cieszyła mnie ta prosta i jakże banalna czynność. Bo wyjazd na wakacje do Świnoujścia kojarzył mi się z odskokiem od kieratu codziennych obowiązków i przeniesieniem w ,,różowy”świat. I to mi pozostało.

Muzeum Rybołówstwa było pierwszym muzeum które w życiu zwiedzałem. Kolekcja ryb i gigantyczna muszla stojąca tuż przy wejściu to też obraz strikte powiązany z pobytem na polskim Uznam. A kolekcja ryb w komorach chłodniczych przetwórni ,chyba ,,Odra” , to już ewenement total.

Jakoś jak sięgam pamięcią wstecz,to zawsze będąc w Świnoujściu najcieplejsza planeta chojnie nas obdarowywała swoimi urokami. Plaża,kąpiele,......i ta nieodzowna otoczka. Cytrynada w woreczkach ze słomką, ciepłe pączki. I panowie w białych kitelkach z białymi torbami chodzący po plaży z hasłem ; ,, Rewelacja nad Bałtykiem-lody Bambino z patykiem”. Oczyma wyobraźni widzę mamę czytającą ówczesny tygodnik o nazwie ,,Panorama”. Popołudniu fląderka z frytkami w ,,Gryfie” ( czasem była kergulena ),a wieczorem dukt spacerowy, jakaś strzelnica z lizakami typu kogucik lub Kojak (czyli okrągła kulka ). Występik w muszli koncertowej,jakiś kataryniarz, czasem gofry z owocową frużeliną. Mamusia prężyła swoją opaleniznę. Pamiętam też, sklep spożywczy w pawilonach przy muszli. Rodzice kupowali tam kawę ziarnistą. Przy wyjściu stał duży młynek do mielenia kawy.To była moja ulubiona czynność. Czasami w tym sklepie udało się upolować jeden z rarytasów PRL-owskich czasów, czyli sezamki.

To na promenadzie,która była prawie pod oknem ,,Wisusa” po raz pierwszy usłyszałem jamajskie rytmy emitowane z tzw.,,jamnika”. Dla tych co nie kojarzą – to przenośny radio odtwarzać na kasety. Płyty cd w tamtych czasach to sfera zaawansowanej fantastyki. Ta jakże odrębna i etniczna muzyka mnie zachwyciła. Wieczorami codziennie udawałem się w pobliże ,,muzycznego jamnika” by posłuchać,czegość co na co dzień nie serwowały nasze stacje radiowe. Było to rok 1982 i wielkim hitem lata był utwór,,Sunshine Reggae” grupy Laid Back. No i nie zapomne wieczornych seansów przy tv,no bo to wtedy ekipa Antoniego Piechniczka podbijała piłkarski świat na hiszpańskich boiskach. Małem wtedy 18 lat......

A po meczach w świetlicach ,różnych salkach, na,,czymś” takim jak magnetowid VHS odbywały się pokazy filmów akcji zza żelaznej kurtyny. To tu po raz pierwszy oglądałem tak kultowe produkcje jak ; ,,Szczęki” , Wejście smoka” czy ,,Rumbo”. A już całkiem w nocy,w jeszcze bardziej zakamuflowanych okolicznościach można było obejrzeć francuski erotyk ,,Emmanuelle”. Coś takiego jak internet jeszcze -jeszcze nie istniało..

W centrum miasta kojarzę funkcjonującą w tamtych czasach kawiarnię ,,Uśmiech” z przepysznymi deserami ( lody cassate,owoce,rurka,polewa czekoladowa,orzechy).To przy najbardziej fotogenicznym miejscu w Świnoujściu,czyli tzw. ,,wiatraku”, ojciec przekazywał mi arkana wędkarstwa.Nie zapomnę pięknych zachodów słońca z wędką w dłoni. Złowione flądry i okonie sprawiały super frajdę i ugruntowały bakcyla. Wtedy też wzrokiem odprowadzałem gigantyczne promy wypływające w kierunku Skandynawii. Wypływające w krainę niebotycznie nieosiągalnego tabu,takie to były czasy. NRD-owski świat widziany przez przymat bardziej kolorowego Alhbeck był oknem na zagraniczny świat. Świat do którego zaglądało się w ciągu jednodniowego epizodu ,dzięki turystycznemu przejściu granicznemu. A do przejścia prowadził ciąg kramów i straganów,z dobrami które serwował ówczesny krajowy rynek.( papierosy ,,Carmen”, wiklina ).

Na piaskach najszerszej i najdłuższej plaży w Polsce, na bazie takiego sprzęcicha jak rosyjski ,,Fed” czy ,,Smiena” ( aparaty z kliszami fotograficznymi ) ojciec uczył mnie utrwalać wakacyjne wspomnienia. Mile wspominam całodzienne piesze trampingi brzegiem morza do Międzyzdrojów. Startowaliśmy (rodzice,ja i młodszy brat ) z miejsca gdzie dziś,,zainstalowany”jest Gaz-Port. Z plecaczkami,butami w dłoni brodząc brzegiem wędrowaliśmy pustymi plażami. Gdy czasem w mediach usłyszę piosenkę Ireny Santor ; ,,Już nie ma dzikich plaż”, zawsze powracają te chwile. W połowie wycieczki był piknik na kocyku, na pustej plaży. No i kąpielka.

W swojej pamięci mam z tych czasów zakodowane takie jeszcze dane,jak kursujące do Szczecina wodoloty, jednym z nich z rodzicami płynąłem, czy może sunęłem po wodzie do wspomnianego portu. Pamietam,że w połowie tej pływającej jednostki był specjalny wysunięty pokładowy punkt widokowy. Rodzice się śmiali,że cały rejs tam przesiedziałem oglądając zatokę szczecińską i kłęby piany które pozostawiał za sobą mknący wodolot. Nawet nie upominałem się o jedzonko....

Swoją ,,18” postanowiłem spędzić na składaku ,,Sokół”, z wysokości którego postanowiłem zwiedzać zatokę szczecińską. Z plecaczkiem na ośrupanym rowerku przez W.O.P. byłem odbierany jako potencjalny uciekinier, a nie turysta. Pokłosiem takich urodzin było później kilka wizyt na komisariacie M.O. Smutni panowie nie bardzo wierzyli w turstyczne intencje. Takie to były dziwne czasy. Ale mimo wszystko tu ( czyli w Świnoujściu ) czasy gierkowskie, komunizm nie były takie szare i ponure. To są oczywiście moje osobiste spostrzeżenia.

Kiedy już wszedłem w sferę dorosłości, z żoną i dziećmi wakacje spedzaliśmy oczywiście w Świnoujściu. Już nie w ,,Wisusie” bo obiekt zamknięty z roku na rok popadał w coraz większe zaniedbanie. Ze swoimi dziećmi poruszałem się jak w schemacie po miejscach i szlakach znanych z dzieciństwa. Dziś już dorosłe dzieci wspominają,że to były cuowne i takie lajcikowe,beztroskie wakacje.

Z czasem zacząłem się udzielać w pewnym klubie sportowym,gdzie powołałem do życia Koło Turystyki Rowerowej. Pierwsze wyprawy rowerowej oczywiście bazowały, startowały i kończyły się w moim ulubionym Świnoujściu. Kiedyś nawet w czasie jednej z rowerowych eskapad usłyszałem pytania. A dlaczego my ciągle zwiedzamy Świnoujście i okolice ? Czy nie ma w Polsce innych miejsc ? Odpowiedziałem. Są,ale to jest szczególne miejsce. Po latach przypadkowo spotkałem autora tych pytań. Już w garniturze,w luksusowym aucie, właściciel firmy transportowej. Powiedział mi wtedy,że w tym moim stwierdzeniu sprzed lat ,,COŚ ”jest. Obecnie wojażuje po całym świecie,ale stwierdził,że te wyjzady są wszystkie do siebie podobne tylko ich ,,tło”i cena się zmienia. Ten wyjazd sprzed ,,X” lat tkwi w jego pamięci,bo rower pozwolił w tak krótkim czasie ,na tak małej przestrzeni zobaczyć tak wiele.

Z czasem udało mi się sięgnąć niebotycznie niemożliwych marzeń z dzieciństwa. Popłynąłem gigantycznym promem. Zresztą kilkakrotnie ( Kopenhaga,Bornholm, Ystad ). Gdy wypływaliśmy za pierwszym razem całą rowerową paczką na Bornholm,było chłodno i wietrznie. Kompani podróży przemierzali poszczególne pokłady by poznawać prom. Ja gdzieś z najwyższego dostępnego dla pasażerów pokładu raczyłem zmysły wspomnieniami ,i spoglądałem w ukochane moje miejsłca.Z których kiedyś obserwowałem tego pływającego giganta. Tym razem z pływającego kolosa , o którym marzyłem w dzieciństwie. Pojawiły się łzy wzruszenia,które potem musiałem maskować przed uczestnikami wspólnej wprawy.Widząc ich podniecenie wielkością i wszechstronnością promu , nie chciałem ICH ,,dopuszczać” do moich sekretnych wspomnień. Nie wiem czy by to zrozumieli........

W czasie jednej z wypraw po wyspach okalających Świnoujście poznałem tutejszego turystę i mieszkańca  Romana Maseraka,który pokazał nam i mi miejsca które pomijają turystyczne wydawnictwa. Roman konsternację wywołał,kiedy któregoś razu zrobił dla grupy z którą podróżowałem pokaz historycznych zdjęć i widokówek prezentujących Świnoujście.Petarda. Przecieraliśmy oczy ze zdziwienia widząc fotki z okresu międzywojennego prezentujące aż...4 mola. Przyjaźń z Romanem ( tak jak ze Świnoujściem ) trwa po dzień dzisiejszy.

 

W tym roku chciałem zrobić niespodziankę swoim rodzicom którzy milość do Świnoujscia hodowali w mym sercu od dziecka. Ojciec obchodził w maju 80 urodziny. Rodzice nie byli w Świnoujściu od wielu lat. Wyjazd planowany był od roku. Chcieli zobaczyć jak to wszystko na przestrzeni wielu lat się przeobraziło. Covid19 pokrzyżował plany i unicestwił niespodziankę. Ale nie odpuszczę.......Kolekcję wspomnień związanych ze Świnoujściem chcę dalej powiększać, a przyjaźń z Romanem pogłębiać.

 

Jacek Gut

 

 


 

 

 


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.

Tygodnik "WYSPIARZ niebieski"
Świnoujście  •  ul. Armii Krajowej 12  •  Pasaż Centrum  •  I piętro, p. 109
Tel. +48 91 327 10 64  •  Tel./Fax +48 91 321 54 36

www.wyspiarzniebieski.pl