W tym wypadku trzeba jednak przyznać, że bankowa sieć na klienta była zarzucana z premedytacją, konsekwencja i głębokim przemyśleniem. Działania bankowców – opiekunów klienta z Getin Banku, którzy teraz są obecnie na zwolnieniach lub już nie pracują w tym banku polegały w pierwszej fazie na zdobyciu zaufania klienta. Od każdego kogo nakłonili do zainwestowania mieli stosowną prowizję więc im bardzo zależało na pozyskaniu jak największej liczby osób. Klienci najczęściej mieli już konta w tym banku i współpracowalki z nim od dłuższego czasu. Z reguły jak nam opowiadają ci „wrobieni” wszystko się zaczynało od lokat 3- lub 6-miesięcznych z oprocentowaniem na 7 % w stosunku rocznym. Faktycznie uzyskiwali wpływy regularnie. Pomiędzy nimi a bankowymi opiekunami zadzierzgnęła się zazwyczaj pewnego rodzaju przyjaźń. Rozmawiano o wielu sprawach życiowych, kłopotach, planach. Tworzyła się więć dość bliska więź między klientem i pracownikiem banku
-Nie dość, że do pracowników banku z racji ich zawodu miałem już zaufanie, to jeszcze byli życzliwi i przyjacielscy, co też podnosiło jeszcze poziom mojego zaufania – mówi nam jeden z klientów banku .
Wtedy jak już kończyły się owe krótkoterminowe lokaty „nasz bankowy przyjaciel” , czyli opiekun klienta mówił, że nie warto pieniędzy wycofywać i oferował niemal po kumplowsku nową świetną lokatę – produkt np. „Pareto II” z którego warto skorzystać. Roztaczał wizję dobrego zarobku zmienną dla różnych klientów. Mówił np., że 3 lata trzeba trzymać pieniądze i nie można ich ruszyć, bo się je straci, ale zysk jest jeszcze wyższy niż na poprzednich lokatach ,trzeba tylko jeszcze wnosić niewielkie kwoty co miesiąc podwyższając tym samym stan konta. Po tym terminie, czyli trzech latach można było bez przeszkód już wypłacać pieniądze ze sporym zyskiem. Zapewniano klientów, że produkt jest do 15 lat, a nie na 15 lat. Niektórym nawet nie wspominano o takim okresie i o comiesięcznych wpłatach, zapewniano za to o możliwości szybkiej likwidacji z zyskiem takiej lokaty, a nikomu z osób z którymi rozmawialiśmy nie wspomniano o jakimś ubezpieczeniu powiązanym z tym produktem. O tym przekonywali się niektórzy dopiero później.
- To było jak zarzucanie przynęty z haczykiem, klient się łapał i był już wrobiony – mówi inna posiadaczka kilku bankowych produktów tej placówki.
Przepełniony zaufaniem i zachęcony zyskiem klient godził się na ulokowanie pieniedzy w nowym produkcie. Wiązało się to oczywiście z podpisaniem nowej kilkustronicowej umowy pisanej drobnym drukiem w sposób niezwykle zawiły i mało zrozumiały dla przeciętnej osoby. Opiekun klienta, niemal „nasz przyjaciel” który jednak na każdej takiej umowe zarabiał zachęcał do jej podpisania, uspakajającym tonem tłumacząc pokrótce i z dużą dozą uproszczenia jej zapisy . Klient znieczulony płynnością toku wypowiedzi z widokiem na zysk podpisywał nie czytając. I to niestety był największy błąd. Zapisy umowy bowiem były w pewnych kwestiach nieubłagane infgormowały o szczegółach czego oczarowani klienci nie doczytali ufając w opowieści przyjaciela z banku, czyli swojego opiekuna znającego przecież owe produkty i umowy. Gdyby doczytali to nawet z mocno zawiłego tekstu można było wyczytać, że produkt jest np. na 15 lat , a nie do 15 lat z możliwością jego likwidacji. W przypadku osób w średnim wieku tak długi okres można jeszcze przeżyć, choć wszyscy liczyli na korzystanie z dobrego zysku już po kilku latach. Co mają natomiast powiedzieć ludzie w wieku 70-75 lat , którzy też na takie produkty-lokaty podpisali umowy? A opłata likwidacyjna takiego produktu- lokaty jest ustawiona iście po zbójecku. W pierwszych 3 latach wysokość opłaty likwidacyjnej wynosi 100% (!) jakie pobiera si.ę od Wartości Rachunku. Innymi słowy to co wpłaciliśmy to przepada i już. W 4 roku jest to 75%, w 5 – 50%, 6 – 30%, 7 – 20 % i tak stopniowo do 1% potrąceń w 14 i 15 roku.
Klienci czekali cierpliwie na zyski, bo przecież niektórym nawet panie z banku zapisały odręcznie oprocentowanie lokat w wysokości 6,89% wskali rocznej. Wobec zawiłości umowy nie do końca jednak wiedzieli co ich czeka, ale wspominając wcześniejsze dobre doświadczenia jakie wynieśli z banku nadal mieli zaufanie. Oczy zaczęły się otwierać po dwóch latach, kiedy to zaczęły przychodzić listy z informacjami ile jest pieniędzy na kontach w poszczególnych produktach. Menadżer banku nie chciał z nami rozmawiać, a rzecznik prasowy ma odpowiedzieć na przesłane pytania. Więcej w papierowym wydaniu gazety.
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.
www.wyspiarzniebieski.pl