Dziad swoje a baba swoje
Niespodziewanie 4 października br. otrzymałem e- maila od Michała Karpińskiego, Rzecznika Prasowego Ministerstwa Transportu Budownictwa i Gospodarki Morskiej. W swoim liście rzecznik napisał, cytuję:… „Zgodnie z informacją uzyskaną od rzecznika prasowego PŻM, propozycja nadania nazwy Świnoujście została zgłoszona w chwili, gdy PŻM zakończyła już proces inwestycyjny, a wszystkie nazwy dla nowych statków były już wyznaczone. W związku z tym, że w chwili obecnej wszystkie statki PŻM pływają pod obcymi banderami, przedsiębiorstwo nie stosuje nazw posiadających polskie znaki diaktryczne. Jest to związane z faktem, iż wszystkie dokumenty statków sporządzane są w języku angielskim, w którym znaki diaktryczne nie występują. Według informacji PŻM znaków diaktrycznych nie dopuszczają niektóre administracje państw, w których zarejestrowane są statki PŻM. Z tychże właśnie względów, we flocie PŻM nie ma na przykład statku honorującego miasto Gdańsk. Niezależnie od powyższych wyjaśnień, uprzejmie informujemy, iż zgodnie z marynarską tradycją, dla nowych statków nie używa się nazw statków, które w przeszłości zatonęły. Tak było ze statkiem „Świnoujście”, który wszedł do eksploatacji w PŻM w 1969 roku a następnie został przekazany do PLO i w 1988 roku zatonął wraz z trzema marynarzami.”
Wszystkie swoje artykuły dotyczące nadania jednemu ze statków nazwy Świnoujście 10 września br. wysłałem na adres Piotra Pastuszaka, Starszego Specjalisty Biura Ministra MTBiGM. Rzecznik ministerstwa miał więc możliwość zweryfikować zawarte w nich informacje i uznać moje argumenty za w pełni wiarygodne lub całkowicie je podważyć. Niestety, zwyciężyła upiorna, urzędnicza rutyna. Po co tracić czas, kiedy wystarczy zacytować akurat to co jest pod ręką. Nawet jeśli są to ewidentne bzdury.
Przypomnienie
Na łamach tygodnika „Wyspiarz niebieski”, promujących ten pomysł, nigdy nie proponowałem, by nazwę taką przyznać statkowi z aktualnie kończonego programu inwestycyjnego. Władze miasta także oficjalnie nie występowały z takim wnioskiem do dyrektora PŻM. Tylko osoba wybitnie niepoważna, zarozumiała i całkowicie pozbawiona zdrowego rozsądku mogłaby, w przeddzień oddania do eksploatacji takich statków jak m/s Szczecin, m/s Koszalin, m/s Gdynia czy m/s Puck, żądać zmiany nazwy któregoś z nich na m/s Świnoujście. Po raz kolejny przypominam więc, że moja propozycja dotyczy kolejnego programu inwestycyjnego, który będzie realizowany w latach 2015- 2020.
W artykule zatytułowanym „Statek Świnoujście III”, zamieszczonym w numerze 34 „Wyspiarza niebieskiego” (z dnia 29 sierpnia br.) zamieściłem wypowiedź Christine A. Scavella, wicedyrektor ds. rejestru bahamskiej administracji morskiej, z której jasno wynika, że administracja morska Wysp Bahama nie ma żadnych obiekcji odnośnie stosowania specjalnych znaków w pisowni nazw statków. Aż 50% statków PŻM podnosi właśnie banderę Wysp Bahama, w tym wszystkie zbudowane w ramach ostatniego programu inwestycyjnego.
Zadziwiające argumenty rzecznika
W piśmie ministerialnego rzecznika pojawiły się też nowe argumenty. Pierwszy informujący mnie o tym, że wszystkie dokumenty statków sporządzane są w języku angielskim, był dla mnie miłym zaskoczeniem. Po raz pierwszy w dyskusji o statku Świnoujście w pełni zgadzam się ze zdaniem oponentów. Tyle tylko, że dokumenty wszystkich statków żeglugi międzynarodowej, państw będących członkami IMO (Międzynarodowej Organizacji Morskiej) mają dokumenty sporządzane w języku angielskim. Podyktowane jest to wieloma ważnymi względami, głównie dotyczącymi bezpieczeństwa żeglugi (język angielski jest językiem komunikacji na morzach i oceanach). Trzeba też mieć na uwadze fakt dość częstej zmiany właściciela statku, co w przypadku posiadania całej dokumentacji okrętowej opracowanej w języku angielskim ogromnie ułatwia pracę osobom różnych narodowości, zwiększając jednocześnie poziom bezpieczeństwa eksploatacji statku. Mimo tego, że dokumentacja jest w języku angielskim statki chińskie , japońskie, irańskie, itd. mają na dziobie swoje nazwy napisane znakami ojczystego języka. Pod nimi widnieją nazwy zangielszczone, takie jakie są zapisane w rejestrze uniwersalnym prowadzonym przez IHS Fairplay Register of Ships.
Drugi z nowych argumentów to stwierdzenie, że statek m/s Świnoujście zatonął, co oznacza, że już nigdy żaden inny statek tej nazwy nie może nosić. Tak według rzecznika głosi marynarska tradycja. Przeczesałem Internet wzdłuż i wszerz, pytałem znawców tematu, rozmawiałem z ludźmi morza. Nikt o takiej tradycji nie słyszał. Owszem nie przenosi się na nowe statki nazw statków pasażerskich, ale to nie wynika z żadnej tradycji, a jest wyłącznie okazaniem szacunku dla ofiar; wrak statku pozostaje bowiem ich grobowcem. Na świecie co roku toną kiedyś setki, a dziś dziesiątki statków. Ich nazwy są powielane. Bo to nie nazwa statku, a głupota ludzka, sztorm, awaria, przypadek itd. doprowadza do katastrofy.
Prawda o m/s Świnoujście
Prawda o statku Świnoujście jest inna od tej głoszonej przez ministerialnego rzecznika. Otrzymałem e-maila od Pana Piotra Drzemczewskiego, właściciela Pomorskiej Oficyny Wydawniczo-Reklamowej Porta Mare, współautora wielu marynistycznych albumów i książek (m. in.Transatlantyki morskie, Morskie gracje-historia trzech szkolnych żaglowców w fotografii, Legenda Batorego). W wydanym w ubiegłym roku albumie „Polskie Linie Oceaniczne. Album Floty 1951- 2011” strona 313 w całości poświęcona jest statkowi m/s Świnoujście. Był to mały drobnicowiec, zbudowany w 1969 roku na zamówienie PŻM w rumuńskiej stoczni Turnu Severin. W 1970 roku statek został przejęty przez PLO i był eksploatowany na liniach zachodnioeuropejskich. W październiku 1986 roku statek sprzedano armatorowi greckiemu, który zmienił nazwę na Elias EII, a rok później na Four Star I. To statek Four Star I, a nie m/s Świnoujście, w drodze z Izmiru do Barcelony z ładunkiem marmurowych bloków, w czasie sztormu na Morzu Jońskim doznał przechyłu na skutek przesunięcia się ładunku i zatonął 9 grudnia 1988 roku. Trzech członków załogi nie udało się uratować.
To normalne, że statki zmieniają swoich właścicieli, co z zasady wiąże się z nadaniem statkowi nowej nazwy. Statek zaczyna „nowe życie”. W zależności od sytuacji na rynku frachtowym rosną lub maleją obroty używanymi jednostkami. Zdarza się, że jeden statek miał pięć a nawet 10 nazw. To naprawdę nic nadzwyczajnego o czym będzie się mógł niebawem przekonać zarząd PŻM przeglądając album pt. „Polska Żegluga Morska.1951-20121” wydany przez oficynę Porta Mare. Z albumu będzie można się między innymi dowiedzieć jakie nazwy wcześniej nosiły będące dziś własnością szczecińskiego armatora promy morskie, a także jakie nazwy mają sprzedane przez PŻM masowce.
W Internecie możemy znaleźć wiele przykładów na przejmowanie przez nowe statki nazw statków, które zatonęły. Wymowny jest przypadek z najnowszej historii Polskiej Żeglugi Morskiej. Przypadek zaprzeczający twierdzeniom rzeczników ministra i dyrektora. W czasie II wojny światowej podczas nalotu na Bari (Włochy) w nocy z 2 na 3 grudnia 1943 roku zatonął s/s Puck. W 1949 roku nazwę Puck nadano kolejnemu statkowi Polskich Linii Oceanicznych, który w 1982 roku został sprzedany na złom do Belgii. Kolejny to rorowiec m/s Puck ex Grano, zbudowany w 1972 roku, pływający w barwach PLO w latach 1985-1995. Następny m/s Puck ( 38 000 DWT) to najnowszy w grupie handy size masowiec Polskiej Żeglugi Morskiej, ostatni z serii, zbudowany w chińskiej stoczni Xingang w Tianjin. Kilka tygodni temu m/s Puck wszedł do eksploatacji pod banderą, co oczywiste, Wysp Bahama.
Andrzej Sokołowski
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.
www.wyspiarzniebieski.pl