Sprzątacz Kristof Sznytko na te słowa od razu spłonął ze strachu czerwonym wykwitem na obliczu, co to zawsze mu wychodził jak jego nerwy szargali. Pomyślał przerażony, co też robić będzie, jak się miarka przebierze i Oponusus karę okrutną wymierzy, a i z roboty na zawsze przegna. Przecie nic robić innego nie umiał prócz wyżynania drzew wszelakich z których pożytki do ognisk domowych dla wybrańców czerpał, zapełniania grodzkiego dołu na smrody wszelakie i przeganiania kąślików skrzydlatych, krew chłepcących. A co wtedy z talarami, co tak wartkim strumieniem do mieszka mojego płyną z okazji różnistych – myślał zatrwożony Sznytko, a głośno rzekł drżącym głosem - Wybacz Jego Nieomylność, kasztelanie Najświatlejszy, jam rab twój i starać się jeno bardziej będę, żeby cię Oponususie zadowolić. Co każesz zrobię, a winnych, co to na zdobne kulistości mnie namówili słusznie pokarzę...A może panie wytniem wszystko w grodzie twardą zaprawą zalejem i spokój będzie po wsze czasy, a i czystość w grodzie zachować łatwiej będzie? - dogadał przypochlebnie cały w pąsach. Stojący z boku kasztelański Knebbels Karl Luz zamruczał pod nosem „Ot i grodzki przygłup się popisuje”. Głośno zaś rzekł – Kasztelanie, a jak o zmarnowane talary grodzianie namolnie pytać będą?. Może jednak łeb winien jakowyś polecieć?.
- Ty się lepiej swoim ślinopleceniem dla korzyści moich zajmij. Zobaczym co dalej z ziela wyrośnie.– warknął Oponusus, myśląc w głębi duszy, że przecie Sznytko wiernie mu służy, a i każdą lewą robotę w tajności zlecić mu może.
- Koniec posłuchania – oznajmił szybko Karl Luz oddalając się sprzed kasztelańskiego oblicza ze Sznytkiem i jego pomagierem Romem Gizą, na którym wrzaski kasztelana wrażenia żadnego nie uczyniły, bo z grubości skóry w grodzie słynął.
Wyszedłszy już za drzwiami Sznytko rzekł do Knebbelsa - A czyjegoś to łba chciał, mojego czy Gizy?
- A gdzież tam, wy przecie drogie memu sercu mądre ludzie, co to się znają na robocie i pokrzywdzić was za skarby żadne nie pozwolę. Ja tylko tak bajdurzyłem, co by zła krew z mózgownicy kasztelana spłynęła. No i udało się. Ściąć póki co nie kazał – wylewnie zapiał fałszywiec Karl Luz.
Kaczy Mark dowiedział się lotem błyskawicy o złości Oponususa. On się też zatrwożył okrutnie, bo przecie kasztelan mógł większe baczenie skupić na zapełnianiu grodzkiego dołu na smrody, a to i jemu szkodzić mogło. Zemdliło go w dołku na myśl, co by powiedział Oponusus na w cichości przedawanie sąsiadom Germańcom zużytego papieru czerpanego za co talareczki ukochane do własnego mieszka garniał.
Na ten sam czas przewodzący Ględzisku Pomieszek - chorągwianym zwany (boć to jak chorągiew na wietrze zmieniał przypochlebne słowa zawszeć w stronę skąd siła biła ) o swój tylko żywot tradycyjnie zadbał. Kąśliki skrzydlate, krew chłepcące Pomieszkowi każdy dzionek uprzykrzały na nowej posiadłości przy Zlewie Śierścina. Ot pomyślał Pomieszek i koszącym kąśliki za talary z grodu nakazał też ...przy swoim dworcu je w pień wyrżnąć. Co też i naprędce uczynili, a grodzianie poblisko mieszkający jeno łby smutnie zwiesili, bo im kąślików nie wycięli.
Na to wszystko co w grodzie zachodziło uważnie Rasowcy patrzali gotując na nowego kasztelana Winoujścia przeciwieństwo wypalonego, żółcią plującego, podstarzałego Oponususa. Do kasztelańskiego tronu nieodwołalnie zbliżał się młodą tężyzną i otwartym umysłem tryskający - Michael Suty z nieodległego Pomiędzyzdroju. cdn
Gall Anomal
(wszelkie podobieństwo do znanych współcześnie osób i sytuacji jest całkowicie przypadkowe)
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.
www.wyspiarzniebieski.pl