Tego rodzaju pomoc dla dzieci jest znacznie lepsza niż ta, którą otrzymują w domach dziecka. Dlatego w na terenie całej Polski prowadzone są różnego rodzaju kampanie propagujące działalność rodzin zastępczych. W Świnoujściu mamy też takie rodziny. Jedną z nich stanowią Witolda i Daniel Torbiakowie (na zdjęciu). To im przypadła w udziale jedna z honorowych nagród prezydenta „Tryton 2009”. Państwo Torbiakowie pełnią rolę rodziny zastępczej od 2005 r. Aktualnie mają piątkę podopiecznych w wielu od 2 do 19 lat. O tym jak żyje się w takiej rodzinie rozmawialiśmy z laureatami prezydenckiej nagrody.
Wyspiarz niebieski: Skąd wziął się pomysł zajmowania się nie swoimi dziećmi, czyli dawania im ciepła i miłości, której nie doznali we własnej rodzinie?
Witolda Torbiak: To stało się bardzo dawno temu. Na początku małżeństwa mąż działał w harcerstwie i odwiedził dom dziecka. Tam wszystkie dzieci, szczególnie maluchy wyciągają rączki i mówią mama, tata. Mąż „zakochał” się wtedy w małej dziewczynce, która od razu zwracała się do niego - tata. Po powrocie do domu powiedział, że musimy ją wziąć. Nie mieliśmy wówczas swojego mieszkania, spodziewaliśmy się pierwszego dziecka. Doszliśmy do wniosku, że nie damy rady. Jednak ta myśl została w głowie. Po latach, jak nasze własne dzieci dorosły, teraz najstarszy syn ma ponad 30 lat, ma własną rodzinę i oczekujemy pierwszego wnuka, wróciliśmy do tej myśli. Wybudowaliśmy też dom. Wszyscy wspólnie do szliśmy do wniosku, że już teraz mamy warunki, aby zaopiekować się cudzymi dziećmi. Z początku szukaliśmy dzieci w domu dziecka. Wybór był trudny. Po poszukiwaniach innego rozwiązania trafiliśmy do świnoujskiego MOPR-u. Tutaj przeszliśmy wszelkie szkolenia. Zaczęliśmy przyjmować dzieci. Teraz mamy pod opieką pięcioro.
Daniel Torbiak: Byliśmy pierwszą rodziną zastępczą niespokrewnioną w Świnoujściu. W tej chwili są to dzieci od 2 do 19 lat. Przez ten okres dzieci się zmieniały. Jedne przychodzą, inne odchodzą. Zwłaszcza młodsze dzieci oczekują u nas na rodziny adopcyjne.
W.n.: Jak te dzieci reagują na Was? Jaki mają do Was stosunek? Czy traktują rodzinę zastępczą jak własną rodzinę, czy coś tymczasowego?
W.T.: Na początku uczono nas, że dzieci powinny się do nas zwracać ciociu, wujku. Jednak nasze dzieci same przychodziły i pytały czy mogą się do nas zwracać mamo, tato. Wyraziliśmy na to zgodę. Jeżeli chcemy być rodziną, to tak dzieci powinny się do nas zwracać.
D.T.: Wymogły to także warunki podwórkowe. Inne dzieci wołają z podwórka jak coś potrzebują, mamo, tato. Nasze dzieci tego potrzebowały także, dlatego że wstydzą się tego, iż są w rodzinach zastępczych. W szkole są dumne jak mówi się o nich mój syn, moja córka.
Więcej na str. 13
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.
www.wyspiarzniebieski.pl