Wyspiarz niebieski: Przeglądając Pani życiorys jestem pod wrażeniem tego kim Pani w życiu była. Czy to taki niespokojny duch Katarzyny Grocholi popychał do podejmowania jakże różnych zajęć, które pani wykonywała?
Katarzyna Grochola: Jak się człowiek nie chciał uczyć za młodu to tak ma, że potem musi zarabiać na życie robiąc różne rzeczy...
Wn: A więc kim Pani bywała?
K.G.: Byłam salową, bo się przygotowywałam do egzaminów na studia medyczne. Byłam korektorką, redaktorką, dziennikarka. Byłam też maszynistką i umiem szybko pisać na maszynie w tempie 400 znaków na minutę. Byłam też konsultantką w biurze matrymonialnym „Czandra”. Byłam dyrektorem Składu Celnego, ale we własnej firmie, bo inna na pewno by mnie nie zatrudniła. Byłam odpowiadaczką na listy w „Poradniku domowym”. A jestem pisarką...
WN: Innymi słowy kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi...
K.G.: tak. Jak nie miałam pieniędzy to sprzątałam w Londynie domy.
Wn: Proszę powiedzieć jak się dochodzi do pisarstwa. Czy to jest jakiś proces, dojrzewanie do tego zajęcia, czy też nagłe olśnienie, impuls, pomysł?
K.G. Ja zawsze wiedziałam, ze będę pisarką i ja zawsze pisałam. Ja wiem, że to śmiesznie brzmi dla kogoś kto mnie zna jako pisarkę, która została pisarką po czterdziestce. Ale tak na prawdę to ja zostałam tylko wydawana po 40-tce, a i tak pisałam całe życie.
Wn: Jak Pani uważa, dla kogo Pani pisze?
K.G. :Ja się nigdy na tym nie zastanawiałam. Jak pracowałam w pismach kobiecych to zawsze byłam bardzo przeciwna targetom, że tego nie napiszemy, bo to nie nasz target. To tak jakby ludzi można było podzielić...No nie wiem. Są babcie, które się interesują seksem i są młodzi ludzie dla których nie istnieje. Wiem w tej chwili, że piszę dla kobiet, ale tak naprawdę piszę głównie dla siebie. I bardzo się cieszę oczywiście, że mam czytelników. Ale, już mi parę osób podpowiadało, że chciałoby żebym pisała określone rzeczy. Wydawcy zamawiali u mnie różne książki, na przykład książkę kucharską itd. Być może, że ona by się i dobrze sprzedała. Bo ja dobrze gotują, ale ja jeszcze nie chcę dla siebie napisać książki kucharskiej. I jeszcze nie chcę napisać kryminału. To takie narzucanie pisarzowi co ma pisać, bo co? Bo to się sprzeda? Bo to będzie ta grupa czytelników, a nie inna? Jakoś kierowałam się zawsze, za przeproszeniem emocjami w sprawie pisania. I zbieram za to przecież cięgi, prawda? Moja kobieta powinna być samodzielna, niezależna, a u mnie kobiety zawsze marzą jakoś o miłości. Ja marze o miłości...
Wn: To jest wielka odpowiedzialność. Pani swoją twórczością jakby wskazywała wielu kobietom drogę...
K.G.: Ale ja mam nadzieję, że wskazuję im fajną drogę. Taką drogę, która się składa z partnerstwa, z miłości, z seksu.
Wn: A więc co, spotyka się Pani często z podziękowaniami za to właściwe wskazanie drogi?
K.G. Z podziękowaniami bardzo często, ale dotykają mnie również ataki. Co prawda jest więcej podziękowań, ale to nie dlatego, że jest ich więcej, tylko na spotkania ze mną nie przychodzą często ludzie, którzy mnie nie lubią. Ja sobie też z tego zdaję sprawę, że przychodzą ci dla których moje książki coś zmieniły na lepsze w ich życiu. Albo matki się lepiej porozumiewają z córkami...Miałam kiedyś tak, że przyszły na spotkanie cztery pokolenia, a w dodatku najmłodsza dwudziestolenia miała na imię Judyta. To były piękne Żydówki. Przepiękne kobiety matka, córka, babcia i prababcia. Pomyślałam sobie kurczę, po prostu serce mi rośnie.
Wn: Zapewne cieszyła się Pani bardzo z ekranizacji swoich powieści?
K.G. : Z „Nigdy w życiu” sie cieszyłam, ale tez jakoś , bo mi tam brakowało zwierzeń i np. takiego czegoś co by było mniej plastikowe, a bardziej takie życiowe. Ja zawsze się powołuje na to, że jak nawet sie kręci lekki i łagodny film taki jakim było „Nigdy w życiu” to mogłoby to być na poziomie „Notting Hill”, który jest lekki, a akcja dzieje się w Anglii. Tam bohater ma kiepskie spodnie, a jego kolega onanista chodzi w szarych gaciach i ćwiczy pośladki przed lustrem. A u Judyty (bohaterka „Nigdy w życiu” - przyp. redakcji) w domu kurcze garnki są prosto ze sklepu i nawet nie są opalone ogniem mimo, ze się w nich gotuje, a ja zwracam uwagę na takie rzeczy i mnie to dręczy jakoś. To jakaś taka atmosfera serialowo-amerykańska.
Wn: Uważa Pani, że film niejako okaleczył te powieści?
K.G. : Film zawsze okalecza, bo nie można wszystkiego umieścić oprócz „Ziemi Obiecanej” . Tu Wajda ze złej książki zrobił po prostu genialny film. Ale Wajda nie oszukuje w obrazie, a u nas się nie oszukuje w filmach wysokich, czyli czytaj niska oglądalność, a oszukuje się w wysokiej oglądalności, bo i tak ludzie na to pójdą. A ja bym chciała, żeby nie było tego oszustwa. Jeżeli się pije herbatę ze szklanki to w tej szklance zostają fusy od herbaty jeśli się tak parzy herbatę, a nie czyściutka szklanka na stole itd. Itd. Ale to są drobne spostrzeżenia rozpuszczonej pisarki.
Wn: Czy pisanie przychodzi Pani z łatwością, czy też czasem trzeba się zmagać z murem niemocy trudnym do przebrnięcia?
K.G. Pisanie przychodzi mi czasami bardzo łatwo, ale poprawianie przychodzi mi ciężko. Tym się chyba różnię od grafomana. Poza tym zawsze można te teksty napisać lepiej, poprawić te książki. Ja ich nie poprawiam w następnych wydaniach, bo taka była wczesna Grochola i tyle. Widzę niezgrabność pewnych sformułowań, ale czasami też piszę celowo piwo „z którym” lubili oglądać mecz. To piwo uczłowieczam, redaktor mi to skreśla i pisze „z jakim” , a ja skreślam i piszę „z którym”. Redaktor mi wtedy mówi, ja wiem co Pani myśli, ale czytelnik nie będzie wiedział. A ja odpowiadam – będzie wiedział, bo czytelnicy nie sa głupi, oglądacze telewizji nie są idiotami. Nie zgadzam się z taka oceną.
Wn: Co zatem Pani sadzi o tych, którzy pasjami oglądają seriale, żyją
życiem swoich małoekranowych serialowych bohaterów ?
K.G.: Wie pan co, myślę, że są to po części bardzo nieszczęśliwi ludzie. Oni nie mają nic w zamian. Prawdopodobnie samotni, prawdopodobnie uwięzieni w domach, pewnie nie mający pieniędzy na wyjazdy na przykład. Prawdopodobnie bez przyjaciół z którymi milej byłoby spędzić czas grając w chińczyka, albo brydża lub w cokolwiek innego. Oni bardzo żyją życiem serialowych bohaterów, ale nie tylko dotyczy to seriali. Przed chwilą podeszła do mnie kobieta, która powiedziała, mam przyjaciółkę, która jest zakochana w Judycie z pani książki. I jak jej córka kiedyś tam wrzasnęła , to powiedziała „mówisz zupełnie jak Tosia”. „A kto to jest Tosia?”zapytała wtedy jej córka, na co ta odpowiedziała ...„Córka mojej znajomej”, a nie faktycznie postaci książkowej!
Wn: Modny wśród kobiet temat to od dłuższego czasu wyborczy parytet. Czy jest Pani za parytetem przy głosowaniu w wyborach?
K.G.: Jestem naprawdę za parytetem, ale nie chcę być zmuszana do głosowania na mężczyzn. I tak samo liczę na to, że mężczyźni będą rozsądni i ze mając do wyboru mądrą kobietę i głupiego mężczyznę wybiorą mądrą kobietę. Ale to jedyny wybór jaki istnieje, a nie to czy ktoś ma jaja, czy też ktoś ich niema. Tylko jeżeli to nie stanowi różnicy to dajmy po połowie.
Wn: Jakieś najbliższe plany twórcze?
K.G. Piszę trzy książki, więc proszę trzymać kciuki. Jedna będzie o miłości wielkiej odwzajemnionej, a jedna będzie o facecie.
Wn : Nie pozostaje nic innego jak podziękować i ...trzymać kciuki.
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.
www.wyspiarzniebieski.pl