WYSPIARZ niebieski
Jedyny tygodnik ukazujący się w Świnoujściu, Międzyzdrojach i Wolinie

Wspomnień słów kilka

23.09.2009 10:23

Wspomnień słów kilka

W sowieckim piekle

Obchodzimy już 70 rocznicę sowieckiej agresji na Polskę. Z roku na rok ubywa – co jest naturalne - świadków tamtych zdarzeń i tych których dotknęły sowieckie represje. Warto więc choć w kilku słowach wspomnieć tamten tragiczny czas aby pozostał trwały ślad doświadczeń tamtego pokolenia. W latach 1939-1941 powszechnym zjawiskiem były deportacje, które dotknęły kilkaset tysięcy Polaków. Nasza krótka rozmowa z jednym z Sybiraków, Władysławem Gołębiowskim, ma charakter wspomnień przedstawiających życie pod okupacją radziecką. W. Gołębiowski został zesłany wraz z rodziną w 1940r. na Syberię, następnie do Kazachstanu.

Wyspiarz niebieski: Proszę powiedzieć , jak przebiegało przesiedlenie?

Władysław Gołębiowski: Wszystko zaczęło się 10 lutego 1940r. Mimo mojego wieku - miałem wtedy 5 lat - pamiętam dokładnie najście funkcjonariuszy NKWD. Byliśmy wtedy całą rodziną, gdy wtargnęli do domu i poinformowali, że dają nam 15 minut na spakowanie rzeczy. Była 4 rano. Nie wiedzieliśmy, gdzie nas zabierają, więc pakowaliśmy wszystko, co było pod ręką: odzież, pościel, sztućce. Po upływie tego czasu odwieźli nas saniami na dworzec kolejowy.

Wn: Co Pan wtedy czuł?

W.G.: Szczerze mówiąc niewiele rozumiałem z tamtej sytuacji. Nic nie myślałem, czułem tylko, że dzieje się coś niedobrego. Zauważyłem agresję funkcjonariuszy i uświadomiłem sobie, że sprawa jest poważna.

Wn: Jak przebiegała podróż do Kraju Ałtajskiego, początkowego miejsca deportacji?

W.G.: Gdy znaleźliśmy się na dworcu, załadowano nas do wagonu towarowego. Podróż była długa i męcząca. Przez okna dochodziło niewiele światła, brakowało jedzenia. Wagon był przepełniony do tego stopnia, że ciężko się oddychało. Sporo ludzi podczas podróży umierało. Z głodu, przemęczenia. Na Syberię dojechaliśmy po paru tygodniach podróży.

Wn: Warunki mieszkalne na miejscu były bardzo trudne?

W.G.: Było ciężko. Mieszkaliśmy w barakach. Poszczególne rodziny oddzielone były od siebie przepierzeniem. Pamiętam olbrzymią ilość pluskiew i wesz. Często było słychać też płacz dzieci.

Wn: Czy to prawda, że nie pracując, ludzie nie mieli szansy dostać pożywienia?

W.G.: Zgodnie z myślą „kto nie rabotajet to nie je”, praca była praktycznie jedynym ze sposobów zdobycia jedzenia. I był to obowiązek nałożony zarówno na mężczyzn, jak i kobiety i dzieci. Z tą różnicą, że mężczyźni pracowali ciężko fizycznie, przy wyrębie lasu. Ratunkiem był też handel wymienny. My, za sztućce i futro, otrzymaliśmy 32 kg ziemniaków. Mimo mrozu, mama wymieniła futro, tak ważne było w tych czasach jedzenie. Mało kto myślał wtedy o czymś innym.

Wn: Trudno się dziwić, że dostrzega Pan same minusy pobytu na deportacji, ale może mimo wszystko jest coś, co wspomina Pan pozytywnie?

W.G.: Pamiętam, że cieszyliśmy się ze wspólnie spędzonych Świąt Bożego Narodzenia. Atmosfera była smutna, ale byliśmy całą rodziną, nikt nas nie rozdzielił i to staraliśmy się docenić. Mile wspominam też znajomość z synem komendanta „uczastku”, z którym się zaprzyjaźniłem, pomimo tego, że był Rosjaninem.

Wn: A czy odkrył Pan plusy przebywania na deportacji w samym sobie?

W.G.: Tak, teraz doceniam wartość pracy, nie zrażam się niepowodzeniami. Cieszę się z wolności, bo wiem, jak wiele ona znaczy.

Wn: Władze rosyjskie zabrały Panu całe dzieciństwo. Nie czuje Pan żalu, złości? Jaki jest Pana stosunek do Rosji spadkobiercy dawnego Związku Radzieckiego?

W.G.: Nie mam żalu ani pretensji do Rosjan, bo uważam, że to dobry naród. To panujący ówcześnie system był zły, a nie ludzie, wykonujący powierzone zadania i rozkazy. Krytyce może podlegać jedynie Stalin, który okazał się okrutnym mordercą.

 


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.

Tygodnik "WYSPIARZ niebieski"
Świnoujście  •  ul. Armii Krajowej 12  •  Pasaż Centrum  •  I piętro, p. 109
Tel. +48 91 327 10 64  •  Tel./Fax +48 91 321 54 36

www.wyspiarzniebieski.pl